środa, 29 lipca 2015

Młode Wilki 7

"Never back down, never back down, never back down, never back down!"


-Mam ochotę na taką konkretną imprezę-powiedziałam zapatrzona w krajobraz.
-Ze mną?-uniósł jedną brew.
-Nie, z tym drzewem-podniosłam się i przytuliłam do grubego konara.
-Myślisz, że konar jest lepszy od śliwki?
-Tego nie powiedziałam, musiałabym spróbować-na mojej twarzy zagościł nikły uśmieszek. Odłamałam kawałek kory i umieściłam ją pomiędzy zębami.
-A śliwki...próbowałaś?
-Zależy jaką masz na myśli-przygryzłam zawadiacko wargę. Przyjmujący podniósł się z ziemi i zatrzymał tuż za mną. Był na tyle blisko, że zapach jego perfum swobodnie docierał do moich nozdrzy.
-Tą-położył swoją wielką dłoń na moim ramieniu i delikatnie za jej pomocą obrócił moje ciało w swoją stronę. Podniosłam wzrok na jego czekoladowe tęczówki. Jeszcze nigdy nie widziałam w nich tylu iskierek. Przyjmujący chwycił moją dłoń i zostawił w środku mały prezent. Wyprostowałam palce i zobaczyłam...
-Frajer-wymierzyłam śliwką w śliwkę i wróciłam na nasze stanowisko przy rzece.
-Jest tu jakiś ciekawy klub?-puste miejsce obok zajął mój towarzysz.
-Do zajebistych klubów nie wpuszczają takich buraków jak ty-powiedziałam obojętnie. Zerknęłam na Olka, który wyraźnie coś knuł.
-Nie!-wyprzedziłam jego zamiary i zaczęłam uciekać. Na nic to się jednak nie zdało. Trzepałam się, by mnie puścił, ale chłopak nie dawał mi żadnych szans. Im dalej wchodził do wody, tym mocniej go obejmowałam.
-Proszę...mamy dwajścia kilometrów do domu, proszę-złapałam jego twarz w dłonie i wręcz błagałam, aby się nade mną zlitował.
-Ja już jestem mokry...-spojrzał mi prosto w oczy-kolej na ciebie- Rzucił mną jak workiem ziemniaków. 
-Nie daruję ci tego!-wydarłam się i zaczęłam go podtapiać. 
-Ej...mała, wystarczy-uśmiechnął się głupio. Miałam ochotę utopić go do końca!
-Powinnaś trenować sztuki walki-zagadnął siatkarz kierując się ku brzegu.
-W Polsce?-zakpiłam-jak byłam mała mój tata zrobił mi worek treningowy z opon. Wkurzał mnie kolega z przedszkola. Postanowiłam sobie, że będę ćwiczyć i kiedyś go pobiję. Wiesz...to taki zbieg okoliczności, też miał na imię Aleksander-w odpowiedzi otrzymałam tylko chłodne spojrzenie Śliwki.
-Zadzwońmy po Olkę. Nie będziemy się tłuc tyle kilometrów-powiedziałam szukając w torebce komórki.
-A rowery?
-Zostawimy u kogoś ze wsi-Śliwka posłał mi zdziwione spojrzenie.
-No co? Weź idź lepiej załatw coś do jedzenia, bo i tak nie będzie z ciebie pożytku-wydukałam próbując wyciągnąć spod pleców chłopaka koc.
-Przecież tu nie ma żywej duszy-rozejrzał się dookoła.
-Ja się stąd nie ruszam, sam wymyśliłeś skakanie do wody w ubraniach. Jestem głodna, a twoim obowi...
-Dobra...wiem do czego zmierzasz-chłopak podniósł swoje cztery litery i skierował się w mniej znanym mi kierunku.
-Tylko się nie zgób cioto-nie odwracając się pokazał mi środkowego palca.
-Sam się pieprz-mruknęłam pod nosem.
-Kto ma się pieprzyć?-podskoczyłam jak nienormalna, kiedy usłyszałam za plecami jakiś niezidentyfikowany głos.
-Wybacz...to nie było najbardziej oryginalne zagajenie... pozwól, że zacznę od nowa-jakiś niewysoki blondyn stanął naprzeciwko mnie.
-Błagam, nie pytaj czy bolało jak spadłam z nieba-uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Chciałem tylko oddać twoją własność-chłopak wyciągnął w moim kierunku rękę z moim portfelem.
-Skąd to masz?-spytałam zdziwiona.
-Zostawiłaś na ławce przed sklepem-towarzysz jakoś dziwnie mi się przyglądał.
-Nawet nie zauważyłam, dziękuję-czułam jak na mojej twarzy pojawia się rumieniec.
-Nie ma sprawy...na prawdę mnie nie poznajesz?-pokazał szereg białych zębów.
-Znamy się?-uniosłam jedną brew.
-Litwo, ojczyzno moja...ty jesteś jak-wydarłam się jak nienormalna.
-Olek? Jak mogłam nie poznać własnego męża!-rzuciłam się na blondyna i zaczęłam mierzwić jego wylakierowaną grzywkę-przed chwilą rozmawiałam o tobie ze znajomym-położyłam głowę na ramieniu towarzysza. Próbowałam w ten sposób stłumić falę śmiechu.
-Czyli nadal z tego nie wyrosłaś?-pokręcił głową z politowaniem.
Rozmowa zaczęła ciągnąć za sobą kolejne tematy. Straciliśmy rachubę czasu, ale doskonale wiedziałam, że siatkarz zbyt długo nie wraca. Postanowiliśmy, że przejdziemy się po okolicy i go poszukamy.
-Ja już nie mam siły...-jęczałam po kolejnym pokonanym kilometrze.
-To wskakuj-bez słowa wskoczyłam chłopakowi na barana.
W drodze do osiedlowego sklepiku wykonałam telefon do Oli. Przyszła Nowakowska siedziała w galerii bałtyckiej i gdy tylko usłyszała w jakim celu dzwonię, rozłączyła się.
-Przenocuję was-zaproponował blondyn.
-Nie...dzięki wielkie, ale wrócimy autobusem. Ta ciota musi dostać jakąś karę-warknęłam.
Naszą marionetkę zastaliśmy pod sklepem. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że nie była tam sama.
-To jest Kasia-powiedział zakłopotany przyjmujący.
-Cześć Kasiu...co ty tutaj robisz?-kucnęłam przy dziewczynce.
-Psyjechałam lowelkiem do ślklepu mamusi-Śliwka podrapał się po głowie.
-Mi mówiłaś, że się zgubiłaś-dziewczynka zaczęła się śmiać i zniknęła za drzwiami.
***
-Wisicie mi przysługę-powiedział Dryja zatrzymując swoje auto pod moim blokiem. Środkowy dostał ode mnie buziaka w policzek i zmysłowe dziękuję.
Nigdy więcej takich wypadów.
***
-Piotrek ostatnio mówił mi, że wybrał Drzyzgę, ale to jeszcze niepewne-poinformowała mnie Ola przy okazji naszej wycieczki po suknię ślubną.
-Nie mam nic przeciwko-posłałam blondynce ciepły uśmiech.
-Wejdźmy tutaj-jeśli dobrze liczę było to już trzecie miasto i nasty sklep. Nic nie spełniało naszych oczekiwań.
-O boziu...wyglądasz przepięknie!-takimi słowami skwitowałam suknię, w której Ola wyjdzie za mojego brata. Nie było innej opcji!
-Muszę przyznać, że jest niebanalna-mówiła blondynka wpatrując się w swoje odbicie.
-Niebanalna? Ona jest genialna!
-Bierzemy ją-zakręciła się kilka razy i zniknęła w przebieralni.
-Piotrek padnie z wrażenia jak cię w niej zobaczy-szczerzyłam się sama do siebie jak nienormalna.
-Też tak myślę!-wystawiła głowę zza kurtyny i posłała mi swój szeroki uśmiech.
Bez żadnych wątpliwości będzie to piękny ślub.
-------------
Przepraszam, że znów taki krótki. Obiecuję, że następny będzie dłuższy, bo już mam konkretny plan i będzie się dużo działo ;)
Zapraszam do zaglądnięcia w zakładkę Bohaterowie, bo dodałam tam pewną osobę, która też wiele zmieni ;)
do następnego :-*
PS:SŁYSZAŁYŚCIE O NOWYM PRZYJMUJĄCYM ANTIGI? :D

sobota, 25 lipca 2015

Młode Wilki 6

 ''Pod naporem porażek ludzie pękają jak szyby,
szukając rozwiązania w gdyby, to albo tamto, znam to, to nic nie da, Ty nie bądź jak ten gdybający biedak''

 

Jeszcze gramy w tym meczu, jeszcze żyjemy... 
23:24, piłka meczowa. 
Jeszcze jest nadzieja.
Niestety... już nie.
Nie ma dwudziestego czwartego punktu.
Nie ma łez szczęścia.
Nie ma nawet śladu po piłce, która spadła w środek boiska pozbawiając nasz szans na medal.
Nie ma nic.
***
Nogi blondynki zgięte w kolanach wsiały kilka metrów nad ziemią. Patrzyła jak fale obijają się o brzeg. Paznokciem odrywała pojedyncze drzazgi wystające z desek na których siedziała. Nie mogła znieść tego, że to już koniec. Skończyło się to co nawet się nie zaczęło. Blondynka poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciła się i ujrzała trzy osoby, które w tak krótkim czasie stały się dla niej jak najbliższa rodzina. Trudno było jej przyjąć do wiadomości to, że teraz każdy rozjedzie się w swoim kierunku.
Chwyciła dłoń jednego z nich i podniosła swoje ciało z ziemi.

W ciszy dotarli do stadionu, gdzie miało odbyć się zakończenie pierwszych Igrzysk Europejskich.
Starałam się nacieszyć tą chwilą jak mogłam. Atmosfera była wręcz magiczna. Nie wiem czy ktoś tam obecny mógł być niezadowolony. Wszystko wydawało się być perfekcyjnie.
Chyba nikt nie spodziewał się, że rozkręci się z tego impreza z muzyką na żywo. Jedni tańczyli, drudzy wygłupiali się przed kamerą, a jeszcze inni okazywali sobie uczucie. Nie było nikogo, kto podpierałby ściany. Dziwnie tańczyło mi się z Kędziorkiem wyższym o dwie głowy, ale to jak się poruszał było całkowitą rekompensatą.
Zabawa skończyła się krótko po północy. Byłam wykończona, więc sen przyszedł od razu.

Następnego dnia po południu byłam już w swoim mieszkaniu. Marzyłam tylko o przyjaciółkach, butelce wina i jakimś ciekawym romansidle. Ostatnie dni wolności przed nauką trzeba było jakoś ciekawie wykorzystać.
Razem z dziewczynami spędzałyśmy miły wieczór.
-Karo, mogę cię o coś spytać?-zaczęła Ola.
-No...raczej tak-uśmiechnęłam się.
-Bo, ty wiesz, że my z Pitem bierzemy ślub za miesiąc...ale nie wiesz, że nie mamy wybranych świadków-towarzyszka zaczęła nerwowo rozglądać się po pokoju-właśnie chciałam cię o to poprosić.
-Aa...-popatrzyłam na nią niepewnie.
-Zgadzasz się?
-No oczywiście, że tak!-rzuciłam się na nią omal nie tłukąc kieliszka, którego trzymałam w ręce.

***
 Któregoś czerwcowego popołudnia do moich skromnych progów zawitał Śliwka. Kompletnie zapomniałam, że miał się przeprowadzać do Rzeszowa zaraz po przylocie z Igrzysk. Przynajmniej on jeden od tak mnie nie opuścił. Dlatego też nie mogłam odmówić mu, kiedy zaproponował wspólny wypad na rowery. Tak pochłonęło nas wykręcane kilometrów, że dojechaliśmy wsi. Kilka kilometrów dalej płynęła rzeka, więc postanowiliśmy rozłożyć koc i odpocząć na łonie natury.
-Byłaś tu kiedyś?-zapytał spod okularów.
-Mieszkałam w tej wsi do osiemnastki...nasi rodzice mięli gospodarstwo.
-Nigdy o tym nie mówiłaś...
-Bo nie pytałeś-wzruszyłam ramionami i zatopiłam stopy w cieplutkiej wodzie-masz z tym jakiś problem?
-Nie...jasne, że nie po prostu mnie zaskoczyłaś-spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Wiesz...ostatnio dużo myślałam o tobie i Szalupie. Nie dość, że wtedy pokłóciliście się przeze mnie, to teraz jeszcze on zostaje w stolicy, a ty przenosisz się do Sovii. Na prawdę chcecie, żeby przez takie pierdoły skończyło się to co budowaliście tyle lat?-patyk miażdżony w dłoni przyjmującego pofrunął na drugą stronę rzeki.
-Zaczęło się od głupiej sprzeczki, po tym co się stało na stacji benzynowej...powiedział, że to przeze mnie płakałaś, że ja zacząłem, że nie umiem się zachować...wiesz o co mi chodzi...a potem już było tylko gorzej...coraz mniej ze sobą rozmawialiśmy, później obywało się nawet bez głupiego ''cześć''-obojętnie uniósł brwi-nie potrzeba mi takiego kumpla-ostatnie słowo zaakcentował z wyraźnym uśmieszkiem.
-Ludzie trzymajcie mnie...zachowujecie się gorzej niż rodzeństwo Nowakowskich, samo to powinno dać wam trochę do myślenia...ja nie wiem, jakim trzeba być głupim, żeby spisywać na straty coś tak ważnego jak przyjaźń! Zobacz...pokłóciliśmy się, ale dzięki między innymi Arturowi jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Chyba nie jest ze mną aż tak źle? Jak myślisz?
-Masz może ochotę na lody? Ja stawiam!-posłałam mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Nie będzie z nimi łatwo, ale się nie poddam.
----------------
Czekam na falę krytyki :D
Uwierzcie mi na słowo, że początek tego rozdziału pisało mi się baardzo ciężko...
Być może wiele z Was się zawiodło, bo nic nie wskazywało na to, że zrobię tak wielki przeskok w czasie, ale jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału i powolutku...zmierzam do tego o czym mówiłam od początku xdd
Przepraszam za ciągłe zmienianie szablonu, ale nie mogłam się na nic zdecydować. Piszcie co Wam się nie podoba, postaram się to zmienić ;)
Buźki ;-*

środa, 22 lipca 2015

Młode Wilki 5

''Odnajdź piękno w miejscu gdzie żyć ci przyszło, niejeden kwitnie kwiat, choć wokół płynie rynsztok"



Do pierwszego meczu zostały dwa dni, a atmosfera panująca w zespole przerażała nie tylko mnie. Śliwka i Szalupa byli na tyle skłóceni, że Kowal musiał załatwiać im dodatkowy pokój. Jakby tego było mało cała reszta nie odzywała  się ani do mnie, ani nawet do samego Śliwki. Jak to powiedział Wojtaszek:"Geniusz tkwi w prostocie". Tym sposobem chcieli zmusić nas, abyśmy przystopowali z narastającą nienawiścią. Żadne z nas nie chciało wyciągnąć pierwsze ręki. Nie miałam zamiaru nic z tym robić, aż do rozmowy z Kędziorem, Szalupą i Dryją.
-Pójdę do niego i przeproszę, jeżeli powiecie mi co stało się wtedy w samolocie...tylko bez bajeczek o burzach nad Ukrainą-powiedziałam ze stoickim spokojem.
-No dobra, to może ja...-zareklamował Dryja-zaczęło się od tego, że był jakiś problem z bagażem Śliwki, dlatego wystartowaliśmy z opóźnieniem. No...i Olek miał akurat na bilecie miejsce obok nas. Powiedział, że nie ma zamiaru siedzieć przy...tobie-zawahał się. Bardzo dobrze, nie interesuje mnie co myśli o mnie ten bufon-ten facet, który siedział obok ciebie jak się obudziłaś po prostu wymienił się z nim biletem, tyle-wzruszył ramionami.
-No, to teraz idziesz-Kędziorek posłał mi cwaniacki uśmiech.
-Nienawidzę was-wszyscy trzej gestem ręki wypraszali mnie z pokoju. Posłałam im mordercze spojrzenie i dla efektu trzasnęłam drzwiami. Przechodząc przez restaurację przypadkowo podsłuchałam rozmowę Johnego i Ferensa. Ten drugi taki niepozorny, ale jak się rozkręci to ma gadane.
-Może miała okres?
-No żeby Śliwka nazwał suką siostrę Pita na prawdę musiało być ostro-o nie...Panie Aleksandrze, taka zabawa to nie ze mną. W głowie miałam ułożoną wypowiedź, jaką zaszczycę mojego znajomego z pracy. Kilka razy energicznie walnęłam pięścią w drzwi. Usłyszałam tylko ciche ''otwarte''. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że zastanę zapłakanego Śliwkę.
-Jeśli przyszłaś mnie kolejny raz opieprzać, bo chciałem pomóc to możesz od razu wyjść-schował twarz w dłoniach. Na łóżku leżało pogięte zdjęcie jakiejś starzej kobiety, która niestety była bardzo podobna do chłopaka.
-Uprzedzam pytanie, tak-w jego tonie czuć było gorycz i okropny ból. Moje pieprzone przemówienie szlak trafił. Położyłam dłoń na jego barku.
-Nie musisz się nade mną litować-chyba nie do końca panował nad tym co mówi.
-Przepraszam-oparłam swoje czoło o bok jego głowy.
-Ja też przepraszam, nie chciałem te...
-Cii-pozwoliłam, żeby chłopak schował głowę w zagłębieniu mojej szyi. Gładziłam go kojąco po plecach. Z każdą minutą jego język stawał się dłuższy. Opowiadał mi jaką to jego babcia była wspaniałą kobietą. Zastanawiałam się gdzie jest tamten Śliwka? W głębi duszy modliłam się, aby już nie wrócił... Na korytarzu słychać było śmiechy, co akurat nas nie dziwiło, ale kiedy doszedł do nas dźwięk głośnego łomotu postanowiłam sprawdzić co się dzieje. Nie mogłam otworzyć drzwi, bo coś stawiało opór.
-Serio?-spojrzałam z politowaniem na świętą trójcę-porozmawiamy jutro przy śniadaniu-zmroziłam ich wzrokiem-co wy tu jeszcze robicie, dzieci już od dawna powinny spać!-trzasnęłam drzwiami.
-Ja sobie z nimi porozmawiam-pokręcił zabawnie głową.
-Dobranoc-pocałowałam go w skroń.
-Nie powiesz nikomu?-przyciągnął mnie do siebie. Czułam jak moje policzki płoną ze złości, po raz kolejny przez tą samą osobę.
-Nie, muszę iść-uśmiechnęłam się nikle i skierowałam się do wyjścia.
-Dzięki za wszystko...słodkich snów-puścił mi oczko, a ja speszona opuściłam pomieszczenie.
***
Pod wpływem euforii porwał ją w ramiona. Zerknęła na palec, przyozdobiony złotym pierścionkiem.
-Kocham cię, najbardziej na świecie...
-Ja ciebie też, ale obudź się już-zamiast bruneta z muszką pod szyją zobaczyłam Kędziorka bez koszulki.
-Co jest!-myślałam, że zabiję go moim przepięknym, zaspanym wzrokiem.
-Przyszedłem cię przeprosić, ale wiesz, my się tylko martwiliśmy, że się tam pozabijacie.
-Dobra! Wybaczam ci, ale idź już spać, bo zmienię zdanie.
***
Postanowiłam, że chłopakom trzeba dać nauczkę. O siódmej rano złożyłam wizytę sprawcy całego zamieszania. Podzieliłam się z nim moim genialnym pomysłem i jak gdyby nigdy nic zeszłam na śniadanie. Dosiadłam się do mojej świętej trójcy.
-Okropna jest ta sałatka, tfu...musi mieć śliwki w składzie?-zostawiłam zamurowanych chłopaków samych sobie. Na hali czekał już nasz masażysta, więc tak jak mnie prosił miałam pomagać mu załatwiać różne sprawy ze sztabem reprezentacji Francji.
Zabrałam ze sobą teczkę z dokumentami i sprawdziłam, czy Śliwka jest tam gdzie powinien. Kiedy zobaczyłam na horyzoncie korytarza posturę trzech chłopaków jak gdyby nigdy nic wpadłam na Olka i zaczęłam na niego wrzeszczeć.
-Patrz jak łazisz bufonie!
-O jezu! Znowu robisz aferę z niczego. Jak tak bardzo cię to podnieca, to powiedz wprost, moje drzwi od pokoju są otwarte! Szczególnie jak wszyscy już śpią-zacisnął ręce w szczelne piąstki, by nie wybuchnąć śmiechem.
-Reklamuj się dalej, może jakaś tania dziwka się skusi.-rozeszliśmy się w swoje strony. Pogodziłam się z jednym, a na własne życzenie załatwiam sobie kłótnie z trzema. Nie trzeba być statystykiem, żeby domyślić się iż nie jest to korzystny wynik.
***
Po ceremonii rozpoczęcia dostaliśmy czas wolny. Razem ze Śliwką i Romaciem wyszliśmy pozwiedzać miasto. Święta trójca odkąd dowiedziała się o wczorajszym wkręcie postanowiła zawiesić swoją działalność na czas nieokreślony. Mi została misja pogodzenia Szalupa ze Śliwką, bo przecież to dzięki mnie wymyślili nowy kabaret.
-----------------
Przepraszam za to u góry, zawaliłam na całej linii...
Pisałam ten rozdział trzy razy. Najpierw kasowałam połowę, bo mi się nie podobał, a potem wymyśliłam sobie wersję mobilną bloggera i szanowny pan rozdział poszedł w cholerę... nie polecam pobierania tej aplikacji, bo mi po prostu nie zapisuje...
Przepraszam za błędy.
pozdrawiam i do następnego <3
                                                  KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

piątek, 17 lipca 2015

Młode Wilki 4

''Żaden wyczyn poddać się bez walki, rzucić rękawice, sam sobie ziomek musisz być kibicem''


Trzynasty dzień w Spale...
-Barciulątko...będę baardzo tęsknić, ale tak naprawdę baardzo-mówiłam rycząc Kurkowi w koszulkę.
-Oezu...weź nie becz, widzimy się już w Krakowie-nawet nie potrafiłam się denerwować. Nie wiem, czy wytrzymam psychicznie w kraju oddalonym o grubo ponad trzy tysiące kilometrów w towarzystwie tylko i wyłącznie płci przeciwnej.
-Macie tam wygrać. Jak zablokujesz Spirika to upiekę ci całą blachę sernika.-na moją twarz mimowolnie wkradł się uśmiech.
-A jak nie upieczesz to będę dawał mu fory.
-Nie śmieszne...zadzwoń jak dojedziecie i pozdrów Kubę-ostatni raz utonęłam w jego silnym uścisku. Do Pita wywaliłam język, ale ostatecznie postanowiłam go nie denerwować, żeby chłopcy nie musieli się z nim męczyć.
***
Na wieczornym treningu, który był już ostatnim na tym zgrupowaniu wstawił się cały sztab. Dostaliśmy jeden dzień na ponowne spakowanie i jutro o osiemnastej mamy samolot. Nie widziałam sensu, żeby żegnać się z siatkarzami skoro już jutro się widzimy. Ogarnęłam pokój, spakowałam się i wsiadłam w pierwszy lepszy autobus, który jechał do Rzeszowa. Nie chciałam fatygować Oli, która zapewne była już na etapie pakowania się na wyjazd do Częstochowy. Było jeszcze wyjście zabrania się z Konarem, czy Dryją, ale dzień wcześniej zapewniałam ich, że wracam z Olką, która rzekomo miała mieć po drodze.
Po pół godzinie jazdy poinformowano nas, że ''Niestety tym autobusem nie dojedziecie państwo do Rzeszowa, padł akumulator, ale autokar zastępczy dojedzie za dwie godziny. Przepraszamy za utrudnienia''. Świetnie! Zamiast odpoczywać w cieplutkim łóżeczku, będę marznąć na stacji benzynowej. Zrezygnowana usiadłam na ławce i zarzuciłam na ramiona bluzę.
-Buu!-podskoczyłam jak poparzona i wydarłam się na całe gardło. Śliwka?!
-Spokojnie...to tylko ja, twój ulubiony przyjmujący-na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.
-Pojebało cię! jak się gubiliśmy w lesie chyba wspominałam, że boję się dzikich zwierząt!-burknęłam.
-Ouuu...-skrzywił się urażony.
-Palant-posadziłam swoje szanowne litery na zimnej, metalowej ławce-a tak w ogóle to co ty tu robisz?
-Palant?-słodko zmarszczył brwi. Przyglądałam się jak tworzą mu się te seksowne dołki w policzkach...mm.
-Hmm...?-zadowolona Śliwka wyszczerzyła swoje białe ząbki.-weź się...-wywróciłam oczami-co ty tutaj tak właściwie robisz?
-Jak na siatkarza przystało tankuję autko w Orlenie.-kątem oka zerknęłam na parking.
-To twój?-wyszczerzyłam gały. Uwielbiałam takie klasyczne białe audi.
-Moje dziecko-popatrzył na auto z dumą.-a ty co tu robisz?
-Czekam na przesiadkę, bo tamten oto piękny PKS odmówił posłuszeństwa.
-Jedziesz autobusem do Rzeszowa!
-Mhm, a co w tym złego?
-Powiem prosto moja panno, jeśli nie zgodzisz się przesiąść w mój piękny wóz to powiem twojemu bratu, że tego pamiętnego wieczoru w lesie słysząc głos łamiącego się patyka weszłaś na drzewo...chyba nie muszę mówić o tym, że Piotrek powie o tym Kurkowi, a Kurek...
-Nie ma mowy!-mój poziom agresji był na tyle wyczuwalny, że nawet takiej twardej sztuce jak Śliwce zszedł z twarzy triumfalny uśmieszek.-po pierwsze, nie życzę sobie,żebyś tak do mnie mówił, po drugie ten twój wóz nie jest w cale taki piękny jak myślisz, mój chłopak ma czerwoną terenówkę-prychnęłam-a po trzecie i tak nikt ci nie uwierzy w tą dziecinną historyjkę-tym razem grubo przesadziłam.
-Suka-jeden krótki dźwięk, który jest owocem krtani i powietrza, sprawił, że narząd innego człowieka, zwany sercem, rozleciał się na miliony malutkich kawałeczków. Śliwka zniknął w sklepie, a ja zaczęłam ryczeć jak nienormalna. Poczułam jak ktoś siada obok mnie, a potem wylądowałam w jego silnym uścisku.
-Szalupa?-chwycił moją twarz w swoje wielkie łapska i kciukiem otarł potok łez.
-Kłóciłaś się z Olkiem?
-Nie.. to znaczy-wybuchnęłam niepohamowanym szlochem-jestem suką.
-Proszę?-wygiął swoje usta w podkówkę-Śliwa ci tak powiedział?
-Artur, nie chcę o tym gadać...dzięki, że jesteś-pocałowałam go delikatnie w policzek.
-Widzimy się jutro-posłał mi nerwowy uśmiech i odprowadził wzrokiem pod sam autobus.
***
Po wczorajszym zamieszaniu byłam tak wykończona, że nawet odrzuciłam budzik dzwoniący o dziesiątej. Promienie słońca przedzierające się przez nieosłonięte okna nakazały mi jednak wziąć się w garść. Wstawiłam wielkie pranie i po długim, relaksującym prysznicu wyszłam na miasto, gdzie miałam spotkać się z Patrycją. Zdałam jej relację z wczorajszego wieczoru. Jeśli słowa i wzrok mogłyby zabijać to z pewnością byłabym już martwa.
-...no i później wróciłam autobusem.
-Nie wierzę...po prostu nie wierzę! jak ty w ogóle mogłaś mu powiedzieć, że...aaah!  po pierwsze dlaczego na niego naskoczyłaś, skoro chciał ci tylko pomóc, po drugie, po jaką kurwę mówiłaś mu, że masz chłopaka! chciał ci się jakoś przypodobać, bo być może wpadłaś mu w oko, a ty go żywo opierdoliłaś. O czym ty myślałaś dziewczyno?-myślałam, że moja przyjaciółka popłacze się ze złości.
-Gdyby nie ten cholerny autobus nic by się nie wydarzyło.
-Ty jeszcze próbujesz się usprawiedliwiać?-skrzywiła się.-idziemy.
-Gdzie?
-Jak to gdzie? do twojego mieszkania. Musimy cię spakować i ogarnąć jak masz go przeprosić. Myślisz, że to dobrze wpłynie na jego grę?-skrzyżowała ręce na piersi.
-Nie-patrzyłam tępo w chodnik.
***
Moja honda szybsza niż wygląda...zaparkowała na parkingu obok lotniska Chopina. Po odprawie bagażu udałam się do samolotu, bo podobno zaszły jakieś zmiany z powodu pogody i wylatujemy za dziesięć minut. Zajęłam miejsce pomiędzy Jankiem, a Dryją. Oparłam się wygodnie o jego silne ramię i czekałam na start. Byłam tak wycieńczona, że niemal od razu zasnęłam.
Obudziło mnie jakieś poruszenie wśród ludzi na pokładzie.
-Co się dzieje?-spytałam na pół przytomnie.
-Startujemy za pół godziny, bo są jakieś burze czy coś...śpij-objął mnie ramieniem i znów odpłynęłam.
Ponownie ocknęłam się przed samym lądowaniem. Zobaczyłam, że z mojej prawej strony znajduje się nowy pasażer, którego wcześniej nie było. Zerknęłam na Widełka, którego zachowanie wydawało mi się dziwnie podejrzane...
------------------------
Heejka ;)
Oddaję w Wasze ręce czwóreczkę i razem z Andżeliką lecimy ogarniać jakieś żarełko na meczyk :D
Dzisiaj krótko, ale mogę śmiało powiedzieć, że coś się dzieje ;)( to jeszcze ne jest TO) xdd
Miłego kibicowania ;-*

wtorek, 14 lipca 2015

Młode Wilki 3

''Świadom, że choć pragną to nie staną ci na drodze,

 ci którzy sami nie są świadomi swych dążeń''

   
Po całonocnych pogaduszkach z Kurkiem, musiałam się jakoś ogarnąć i zejść zwarta i gotowa na śniadanie. Po ekspresowym prysznicu spięłam mokre włosy w koczka i ubrałam się.


Byłam w połowie drogi do restauracji hotelowej, kiedy zobaczyłam jak zbliża się do mnie Pit.
-Siostra! Co ty zrobiłaś z naszym Bartkiem?-złapał się za głowę.
-Co!?-udawałam oszołomioną.
-Dzisiaj rano wyskoczył z łazienki krzycząc ''Dajcie mi kokainę, nie mamy kokainy idę po kokainę''-czytał Piotr Nowakowski.
-Piotuś...-spojrzałam na niego z politowaniem.
-Znalazłem u niego w torbie...takie coś-pokazał mi woreczek z białą grudką.
-A to nie jest czasami kreda?-przyjrzałam się dokładniej substancji.
-Po co, by kredę woził na zgrupowanie?

-Nie wiem, może gracie w podchody...? Gdzie on jest?-nerwowo się śmiałam
-Baardzo śmieszne...Pewnie je śniadanie jak normalny człowiek-dumny ze swojej wypowiedzi wypiął pierś.

-Bartek? Pozwól na chwilę
-Jem, nie widzisz?-powiedział pakując do ust kolejne porcje jedzenia.
-To ważne-burknęłam przed zaciśnięte zęby.
-O jezu...-zaprowadziłam go do jego pokoju. Zniecierpliwiony usiadł na swoim łóżku. 
-No, bo ten... on chciał ci coś powiedzieć-walnęłam go dyskretnie w łokieć.
-Kurek! Nie rób sobie z nas żartów, wiemy, że ćpiesz!-mina Bartka jednoznacznie dała mi do zrozumienia, że nie ma z tym nic wspólnego. Chciałam się jednak upewnić.
-A co to jest?-rzuciłam w jego stronę woreczkiem z białym proszkiem.
-Grzebaliście w moich rzeczach?-skarcił nas wzrokiem-w ogóle to skąd to podejrzenie, przez które musiałem przerwać śniadanie?
-A to, że rano krzyczałeś, ''nie mamy kokainy''? I jeszcze ten woreczek!-denerwował się Pit. Kurek walnął facepalma.-ciekaw jestem jak się wytłumaczysz-skrzyżował ręce na klacie.
-Po pierwsze... rano mówiłem o kofeinie, a po drugie...to kreda, którą zapewne do walizki wrzucił mi Kuba. Mogę już iść na śniadanie?-dlaczego ja dałam się w to wkręcić?
-Kuba? Przecież ty z nim nie mieszkasz.-improwizował mój brat, który był wyraźnie zbity z tropu.
-Rodzice wyjechali na wakacje i miałem się nim zająć, coś jeszcze?-podeszłam do Bartka, pocałowałam w policzek, a na odchodne rzuciłam jeszcze ''To nie był mój pomysł''.

***
Szykowałam się na moje zajęcia, kiedy do pokoju wtargnął nieprzytomny Bambino.
-Mogę się przekimać? Chłopaki u nas w pokoju grają w pokera, a ja już...no wiesz, spać mi się chce-nie skomentowałam tego, tylko przykryłam go po szyję. Postanowiłam zajrzeć do moich kadrowiczów, których miałam naprzeciwko. 
-Oo, hej Karo, fajnie, że jesteś. Właśnie mięliśmy iść z Szalupem na spacer.-gestem ręki zaprosił mnie do środka. 
-To pójdziemy razem...a co ty na to, żebyśmy dzisiaj poszli na basen, zamiast tańczyć?
-Jak założysz jakiś fajny strój, to mooże-uśmiechnął się cwaniacko.
-Na szczęście nie ty o tym decydujesz.

Na korytarzu spotkaliśmy Konara, Dryję, Kędziora i Ferensa, którego jeszcze nie miałam okazji poznać bliżej. Ścieżki hotelowego parku zaprowadziły nas do lasu. 
-Jesteście pewni, że się nie zgubimy?-Dryja zapewniał nas, że ma GPS-a w telefonie.
-Z nami?-prychnął Śliwka.
-No z tego co wiem to ty pierwszy raz na zgrupowaniu kadry w Spale.
-Ale nie pierwszy raz w Spale.-powiedział z wyczuwalną ironią.
-Ej Karo, jak nie chcesz mieć przypału to powinniśmy już wracać-wtrącił DK.
-Widełko?-spojrzałam w stronę drugiego Dawida.
-Teraz w lewo.
Kiedy przechodziliśmy trzeci raz, obok dębu z wyrzeźbionym sercem wszyscy zaczęliśmy się denerwować. Na dworze zaczęło się ściemniać.
-No co? Mam GPS-a, ale pokazuje tylko wielką niebieską kropę na całym obszarze tego lasu-tłumaczył się Widełko.
-Z hajsu za Mistrzostwo Polski mogłeś kupić coś lepszego-Konarskiemu złość malowała się na całej linii.
-Dobra, to może się rozdzielimy?-zaproponował Ferens, który jak dotąd siedział cicho.
-Dobry pomysł! To dzielimy się po dwie osoby, ja mogę iść sam, bo jest nas siedmiu-wszyscy posłuchaliśmy się Konarskiego i rozdzieliliśmy się. Każdy poszedł w wyznaczonym kierunku.
-Olek?-zapytałam drżąc ze strachu.
-Co?-w pewnych chwilach miałam wrażenie, że jemu ta zabawa się podoba!
-Skoro już tu byłeś, to powinieneś wiedzieć czy są tu dzikie zwierzęta. Bo nie ma, prawda?
-Cykasz się?-posłał mi ten jego osobisty uśmieszek.-wilki są na pewno. Dziki, sarny, lisy i jelenie to tu codzienność.-powiedział z kamienną twarzą. 
-Kłamiesz-gdzieś z oddali doszedł do nas głos kwiczenia. Reagując na ten bodziec rzuciłam się na przyjmującego. Czułam się jak we śnie, tylko ze snu było łatwiej uciec!
-Śliwa! Co my teraz zrobimy, a jak on się na nas rzuci!
-Spokojnie, jak jest bez młodych to nie jest groźny.- zza drzewa wyłoniła się czarna świnia ryjąca w ziemi.
-Śliwkaa!
-Ty już idź, a ja zrobię zdjęcia.
-Chyba sobie żartujesz!
-No jasne, że żartuję-wywróciłam oczami. Dlaczego ja zawsze jestem taka naiwna?
-Zimno ci?-przerwał krępującą ciszę panującą między nami.
-No ciepło nie jest.-suwak od jego klubowej bluzy powędrował na dół.
-Nie...znam lepszy sposób-podeszłam do przyjmującego i po raz kolejny dzisiaj wtuliłam się w niego. Nie protestował, wręcz przeciwnie. Staliśmy wtuleni w siebie trzęsąc się z zimna. Kompletnie się w tym zatraciłam, zapomniałam, że stoimy w środku lasu nie wiedząc jak wrócić do ''domu''. Z tej niesamowitej chwili wyrwał nas krzyk Kędziorka, który podobno znalazł drogę do hotelu. 
Jak na ironię zaczął padać deszcz. Wróciliśmy cali przemoczeni, ale jakże szczęśliwi!
-To co? basen już mamy załatwiony, a co jutro?-zapytał Olek, kiedy byliśmy już na korytarzu.
-Powtórka?
-W takim towarzystwie bardzo chętnie-czułam jak miękną mi kolana.
-Dobranoc-rzuciłam szybko i zaczęłam nerwowo przekręcać klucz w drzwiach. 
-Słodkich snów mała-usłyszałam za plecami i jak najszybciej zamknęłam się w pokoju. 
Wykąpana i pachnąca położyłam się obok Kurka. Nie miałam sumienia kazać mu wracać do pokoju skoro był taki zmęczony. Zasnęłam myśląc jaką karę dostanę od Kowala.
------------
Przepraszam :(
Ten rozdział to jakaś katastrofa, nic się nie dzieje..., ale muszę jeszcze Was trochę pomęczyć ze Spałą. Mam nadzieję, że mnie nie zostawicie, bo szykuję coś ekstra xdd
Niestety jeszcze troszkę poprzynudzam :(    (po dziesiątym razie spamu tym wyrażeniem przestałam liczyć)
Korzystając z okazji podsyłam Wam link do mojej inspiracji, czyli samych Młodych Wilków.
Pozdrawiam i do następnego ;-*

Ps: Rozdział miał być w środę, ale dzisiejszy deszcz pokrzyżował mi plany i skończyłam wcześniej.

niedziela, 12 lipca 2015

Młode Wilki 2

''Nie jestem ideałem, nie próbuję nim być, ale nikt nie będzie mówił mi jak mam iść''


 Powiedziałam sobie, że ma dziać się co chce...

Wyszłam z hotelu, w poszukiwaniu jakiegoś cichego miejsca. Na początku podchodziłam do sprawy bardziej lajtowo, a teraz czułam jak stres zżera mnie od środka. Usiadłam na zimnym betonie i wyciągnęłam z torebki papierosa. Nigdy ich nie paliłam, ale lubiłam trzymać je w ustach i gryźć jak patyczek od lodów. Zebranie miało odbyć się za godzinę, co akurat nie było na moją korzyść. Zawsze wolałam wszystko odwalić, aniżeli czekać i myśleć co może pójść nie tak.
-A kogo to moje piękne oczy widzą?-usłyszałam za sobą głos, nikogo innego niż Kurka, który szedł w towarzystwie Wrony.
-Bartek, to ty powołany?-uśmiechnęłam się szeroko-czy tylko Wroncię odwozisz?-rzuciłam się środkowemu w ramiona, za to Kuraś stał jak słup i chyba nie mógł uwierzyć w to co powiedziałam.
-Jak widać w Rosji nauczyli cię więcej niż myślałam-wywrócił oczami.
-Ile razy jeszcze mi to wypomnisz? W tym sezonie już wracam do Polski-odburknął.
-Kuraś, Kuraś, wracasz do Polski, ale nie do Skry, to się nie liczy, co nie?-wtrącił się Endrju.
-No raczej, przecież byłabym na niego skazana.
***
Nim się obejrzałam było już kilka minut przed szóstą. Czekałam pod salą konferencyjną z resztą sztabu i zawodników. Od razu przyłączyli się do mnie Konarski i Dryja, których znałam przecież doskonale. Przytaczali mi różne anegdotki dotyczące siatkarzy.
-A Szalpuk to lunatyk. Podobno, gdy nie śpi w swoim łóżku to przez sen chodzi po korytarzu z zamkniętymi oczami-mówił Dryja.
-Myślisz, że to niebezpieczne wychodzić nocą z pokoju?-powiedziałam mu tajemniczo na ucho.
-Nie wiem...możemy sprawdzić-czułam jak moje policzki płoną. Na szczęście przerwał nam głos Kowala.
Na spotkaniu rozmawialiśmy o godzinach treningu na hali, na siłowni, załatwialiśmy różnego rodzaju sprawy organizacyjne. Codziennie wieczorem będą odbywać się zajęcia, które mają na celu odprężenie po ciężkim dniu. Między innymi tym właśnie będę się zajmować. Po niecałej godzinie wszyscy rozeszliśmy się do pokoi.
Stwierdziłam, że nie będę wychodzić już z pokoju. Po szybkim prysznicu runęłam na łóżko i niemal od razu zasnęłam.
***
Od samego rana siedziałam w gabinecie wypełniając statystyki. Pan Czarek, który był za nie odpowiedzialny musiał wrócić do domu z powodów rodzinnych. Większą przerwę zrobiłam sobie dopiero po piętnastej, chcąc przygotować się do pierwszych zajęć. Zdecydowałam, że będę uczyć chłopaków jakiegoś prostego układu tanecznego. Będzie przy tym trochę śmiechu i nie zmęczy niepotrzebnie chłopaków.
O wyznaczonej godzinie cała trzynastka czekała, aż to ja wykonam pierwszy krok. Serce waliło mi jak bęben w pralce, a nie mogłam nic z tym zrobić.
-Mogę?-stanęłam wyprostowana trzymając ręce za plecami. Nastała cisza jak makiem zasiał, a ja modliłam się w duchu, by im tam nie zemdleć.
-Nazywam się Karolina Nowakowska, ale mówcie mi po prostu Karola... -wszyscy zgromadzeni odwrócili wzrok w stronę Janka, który tylko wzruszył ramionami.
-Rodzina z Pitem?-wtrącił Romać.
-Siostra Pita-uśmiechnęłam się nikle-mam nadzieję, że was nie zanudzę. Macie pozwolenia od trenera, jeśli chcecie możecie teraz wyjść, zajęcia nie będą obowiązkowe-wszyscy stali nieruchomo, więc nie zostało mi nic innego niż zacząć ''trening''. Włączyłam muzykę i zaczęłam na spokojnie tłumaczyć siatkarzom co mają robić. 
-Ja nie umiem tańczyć!-skarżył się Śliwka
-Ja też!-uśmiechnęłam się szeroko-pozwól, że przetestuję twoje możliwości-powiedziałam pewna siebie.
-Ale, to ja...bo-podrapał się po głowie.
-Jak baba...odmawiasz pani? To ja bardzo chętnie cię zastąpię-zaoferował się Kędzierski.-mogę panią prosić?-ukłonił się przede mną szarmancko i porwał do tańca.
***
Po dwóch godzinach sala zaczęła pustoszeć. Zostałam tylko ja i Śliwka, który postanowił, że chce się jeszcze porozciągać.
-Zostawiam Ci klucz, jutro mi oddasz.
-Karolina? Masz jeszcze ten fajny magnetofon?-odwróciłam się w jego stronę.-chyba chciałbym skorzystać z tej propozycji.-podszedł do mnie bliżej. Gdyby nie to, że jestem w pracy to wykrzyczałabym mu to co myślę o takich cykorach. Nie mogłam tego zrobić, więc nie pozostało mi nic innego jak z nim zatańczyć. Olek naprawdę był fatalnym tancerzem, ruszał się jak słoń i co chwile wybuchał nerwowymi półsłówkami.
-Mówiłem ci, że ruszam się jak żyrafa, która przez swój wzrost nie może nic zrobić.-wyciągnął ze swojej torby butelkę wody i pochłonął ją niemal w całości.
-Trening czyni mistrza-wzruszyłam ramionami.-myślałam, że ty jako sportowiec powinieneś o tym wiedzieć.
-Ah...-machnął ręką.
Śliwka odprowadził mnie do pokoju. Okazało się, że wyszliśmy sobie naprzeciw.
Kiedy kładłam się spać, pomyślałam, że w sumie fajny z niego kolega...
***
Był już wieczór następnego dnia. Siedziałam wykąpana i pachnąca na łóżku zaczytana w jakimś artykule na onecie. Mała koperta widniejąca w prawym, górnym rogu przypomniała mi o czymś...bardzo ważnym! Mianowicie o tym, że mogę się już pakować. Cholera jasna! Spojrzałam na zegarek. 20:33. Wskoczyłam w pierwsze lepsze ubrania, sięgnęłam po zapakowaną paczkę, która jak wół leżała na szafce nocnej i wręcz prosiła się, by ją wysłać. Nie miałam czasu, żeby wjeżdżać windą, by dostać się do pokoju mojego brata, a najbliżej miałam do Śliwki, więc zaczęłam walić pięścią w drzwi od pokoju jego i Szalpuka.
Piętnaście minut później paczka była już wysłana. Jeżeli na piątek nie dojdzie do PZPS-u to zwalę wszystko na kuriera.
-Jezu...Olek, nie wiem jak mam ci dziękować-wskazał palcem na swój policzek.
-Yy...-pokręciłam głową-wiszę ci dwie przysługi.-uśmiechnęłam się tajemniczo i otworzyłam swoje drzwi.
-Karo?-zerknęłam na niego z uniesionymi brwiami.-nie będę cię wykorzystywał...jedna wystarczy.
Przybliżył swoją twarz do mojej i lekko musnął mój policzek. Nim się ocknęłam już go nie było. Szczerzyłam się do siebie jak nienormalna.
-Co ty taka wesoła?-usłyszałam głos dochodzący z windy.
-A ty co tu robisz o tej godzinie?-odburknęłam.
-Nie mogłem zaaaasnąć-ziewnął w środku zdania, a ja nie miałam serca dalej się na nim wyżywać.
-Baartuś-przytuliłam się do niego. Prawie płakałam ze szczęścia w jego koszulkę.
-Zostaniesz ze mną?-spojrzałam na niego spod byka.
-No zostaaanę-dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo zaniedbaliśmy swoją przyjaźń. Drugiego takiego Kurka to ja nie znajdę. Wiedziałam, że tej nocy nie będziemy spać. Gadaliśmy jak baby, o wszystkim i o niczym... Nie było sensu nawet iść spać, bo Bartek o dziewiątej miał trening, a jeszcze musiał się odświeżyć i zejść na śniadanie.
------------
Jestem z dwójką!
Z początku rozdziału jestem nawet zadowolona, ale końcówkę zawaliłam!
Nie mogłam tego czytać, ale nic lepszego mi do głowy nie przychodzi.
Już nie długo się rozkręci, obiecuję :D
Myślę, że najciekawsze zacznie się dopiero, gdy wprowadzę tu Andersona i tajemniczego amanta o blond włosach xdd
Następny rozdział pojawi się w środę, ewentualnie czwartek około osiemnastej. Chcę się wyrobić przed pierwszym meczem final six (Serbia-Włochy), bo będę u mojej przyjaciółki w Bełchatowie, aż do meczu finałowego. Postaram się coś wrzucić, ale nie obiecuję.
Pozdrawiam ;-*













czwartek, 9 lipca 2015

Młode Wilki 1

  ''Gdy zgaśnie słońce nie czuj się osamotniony, bo w mroku czekam ja, niosę światło bądź spokojny''


Żyłam z dnia na dzień, w mojej codzienności nie pojawiało się nic nowego co mogłoby mnie zaskoczyć. Każdy dzień wyglądał tak samo. Moja przyszła bratowa, z którą sąsiadowałam codziennie koło dziewiątej budziła mnie dzwonkiem do drzwi. Mogę z czystym sumieniem przyznać, że poza ruszaniem się od kuchni do łazienki była moją jedyną motywacją, żeby wstać z łóżka. Różniłyśmy się tylko tym, że ona była najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a ja od kilku dobrych miesięcy nie wychodzę z domu, poza stałą drogą na uczelnię i do spożywczaka.
Któregoś zwyczajnego popołudnia pichciłam spaghetti podśpiewując piosenkę, która akurat leciała w esce. Z transu wybił ktoś kto uporczywie próbował dostać się do mojego mieszkania. Zrezygnowana poszłam otworzyć drzwi. Nie zdążyłam nawet niczego powiedzieć, bo straciłam grunt pod nogami, a osobnik...wróć. Dwóch osobników wnosiło mnie na rękach do własnego mieszkania. Obydwoje wydawali z siebie odgłosy przypominające śmiech, ale to było bardziej rżenie...
Postawili mnie dopiero w sypialni, gdzie w dalekich planach miałam sprzątanie.
-Nie uwierzysz!-mina Piotrka sprawiła, że z wrażenia usiadłam na pościeli, której połowa leżała na ziemi, z czego skorzystał mój drugi gość i wytarł o nią wszelki brud jaki znajdował się na jego najkach.
-Wypierzesz mi ją brudasie-zmroziłam wzrokiem Pencheva, który zmarszczył brwi udając, że nie wie o co chodzi.
-Patrząc na twoje mieszkanie zastanowiłbym się kto nim jest.
-Masz coś do mojego mieszkania, to z niego wyjdź-powiedziałam śmiertelnie poważnie, co wywołało u moich gości niemałą frustrację.
-Przyszliśmy ci tylko powiedzieć, że aaaa!-w tym momencie pomyślałam o psychiatryku w Bełchatowie.
-Pit chciał powiedzieć, że...
-Cii!-wrzasnął niezwykle denerwującym tonem-ustalaliśmy, że ja mam powiedzieć-wycedził przez zaciśnięte zęby i z szerokim uśmiechem zwrócił się w moją stronę.Trwało to dłuższą chwilę, a mój poziom zdenerwowania rósł z każdą upływającą sekundą.
-Jedziesz z kadrą B na zgrupowanie do Spały, a potem na Igrzyska Europejskie do Baku-dokończył Penchev. Dokładnie przeanalizowałam to co powiedział...ale wysiliłam się tylko na pospolite...
-Słucham?
-No widzisz Nikolay, jakbym ja powiedział to by zrozumiała-posłał mu szydercze spojrzenie
-Ty byś nie powiedział-odburknął.
-Albo jestem głupia, albo wasze przedstawienie nie wniosło nic do mojego brudnego życia-mocno zaakcentowałam pewne słowo.
-Pozwól przyjacielu, że dokończę-zapowiedział Niko.-Kowal poszukuje jakiejś dodatkowej osoby do brudnej roboty...to znaczy jakby to nie zabrzmiało, nie będziesz dziewczynką od podawania piłek, tylko...że tak powiem będziesz ich prawą ręką-powiedział łamanym polskim.
-A studia? Przecież niedługo mam egzamin! Jak mogliście załatwiać takie sprawy za moimi plecami!-podniosłam swój szanowny tyłek, chcąc stanąć z nimi twarzą w twarz, ale jedyne co było mi dane to ''klatą w twarz''
-Pani profesor jak ona tam miała..Golanowska? Powiedziała, że jak przyjdziesz słuchać jej nudnego wykładu, zamiast tańczyć z chłopakami na plaży w Azerbejdżanie to o zakończeniu studiów możesz jedynie pomarzyć.-wydukał mój brat.
-Ale...
-Żadnego ale! Jutro chłopaki zaczynają zgrupowanie, z resztą my też-podrapał się po głowie.
-Fajnie, że dzisiaj mi o tym mówisz-założyłam ręce na biodra. Mimo iż wiedziałam, że się zgodzę, chciałam ich troszkę pomęczyć.-a tak w ogóle to co ty tutaj robisz Penchev? Nie powinieneś być już w Bułgarii?
-Wróciłem z Florydy i chciałem zabrać trochę rzeczy z domu.
-Aa no tak!
-Siedzisz tylko w tej samotni i nawet nie wiedziałaś, że najlepszego kumpla ci wywiało na koniec świata.
Przez najbliższe kilka tygodnie nie będę z pewnością narzekać na brak towarzystwa, chyba że nikt mnie tam nie polubi.

Dzień wyjazdu

Obudził mnie dźwięk melodyjki wydobywający się z jakiegoś niezlokalizowanego urządzenia. No tak, telefon leży podłączony pod ładowanie na stole w kuchni. Kilka minut zajęło mi zebranie się, żeby iść wyłączyć alarm. Jakby tego było mało rozlałam wodę, w której stał brudny mop. Z wczorajszej nieudanej próby ''sprzątania''. Była to chyba jedyna pamiątka, bo zmiany nie zauważyłam żadnej. Przynajmniej ten na lepsze.
Miałam kilka nieodczytanych wiadomości...
Będę o jedenastej i nie ma żadnych kobiecych minut. Ty czekasz na mnie, a nie ja na Ciebie, kc PIT
Nie odpisałam nic, tylko po szybkim śniadaniu wzięłam się za sprzątanie. Cztery godziny zajęło mi odpicowanie całego mieszkania. Spakowane walizki ustawiłam w przedpokoju. Wzięłam szybki prysznic, włosy spięłam w kok i ubrałam się.


Zahaczyłam jeszcze o uczelnię i wszystkich bliższych znajomych, żeby się pożegnać. Byłam już pod mieszkaniem, kiedy spojrzałam na zegarek. Cholera, już wpół do dwunastej! Cichy mnie zabije!
Jak się okazało czekał na mnie w mieszkaniu z Olą. Przez całą drogę do Spały nie odezwał się do mnie ani słowem. Nie dziwię mu się, bo Piter zawsze cenił sobie punktualność.
W hotelu zameldowaliśmy się przed czwartą. Byłam bardzo podekscytowana i zaciekawiona, bo tak na prawdę jeszcze nie wiedziałam co będzie należało do moich obowiązków. Niech się dzieje co chce.
---------------------
Witam >.<
Rozdział o niczym, ale planuję rozkręcić akcję... Pracuję nad tym ;)
Zapraszam do komentowania <3 To naprawdę motywuje, więc jeśli czytasz zostaw po sobie chociaż emotkę :)
Zapraszam do zakładki Spam, bo aktualnie wszystko co obserwuję na bieżąco wyczytałam i na pewno zajrzę.
Pozdrawiam ;-*


środa, 8 lipca 2015

Prolog

Nie wiem, co się ze mną dzieje. Poz­nałam Cię dzi­siaj, spędzi­liśmy ra­zem je­den wieczór, kil­ka godzin, set­ki mi­nut, a ja chciałbym złapać Cię za rękę i iść z Tobą przed siebie, na ko­niec świata. Tam, gdzie nic nam nie gro­zi, gdzie nikt nas nie znaj­dzie, gdzie gwieździs­ta noc będzie trwała wiecznie, ale jest wiele przeszkód, a największą jest to, że podcięliśmy sobie skrzydła już na starcie naszej wycieczki przez życie. Być może mi się tylko wydaje, może to tylko moje marzenia, a Tobie chodzi o coś zupełnie innego? Przecież jesteśmy z dwóch różnych światów, a ja nie potrafię, nie chcę się zmieniać dla Ciebie, choć oddałabym życie, by móc spędzić z Tobą kilka dni, miesięcy, lat...
Mam świadomość, że moje życie jest dużo bardziej narażone niż twoje, że jest o wiele większe prawdopodobieństwo, że to ty kolejnego dnia dostaniesz informację, że odeszłam-nie odwrotnie.
Nie, nie jestem chora fizycznie, a psychicznie.Jestem uzależniona od motorów, tak jak Ty od siatkówki.To jest mój sposób na marnowanie życia, ale niestety nie potrafiono tego zrozumieć, tego że jestem inna, kiedy oni wszyscy są tacy sami. Zawsze szanowałam zdanie innych, bo każdy ma prawo mieć swoje i nie należy rzucać w ludzi kamieniami, bo mają takie, a nie inne poglądy. Każdy ma prawo być sobą, niezależnie od tego czy jest bogaty czy biedny, jest wyżej, czy też niżej w szkolnej hierarchii. Mimo wszystko oprócz zdrowia jest to najważniejsze w życiu, bo jeżeli nikogo nie udajesz jesteś w stanie mieć wszystko.
Popełniłam w życiu wielki błąd.Może to dziwne, ale go nie żałuję, bo to czegoś mnie nauczyło. Szkoda tylko, że wywróciło moje życie do góry nogami. W pewnych chwilach zostają tylko ci prawdziwi.Mam nadzieję, że nie zawiedziecie...

------------------------------
Heej! :)
Jestem z prologiem...
Jeżeli ktoś to w ogóle czyta to mam nadzieję, że się spodoba :)
Jest to mój pierwszy blog, więc liczę na wyrozumiałość (jeśli ktoś to w ogóle czyta :D)
Rozdziały będą...powiedzmy że minimum 1 w tygodniu.
Pozdrawiam ;-*

COŚ, KIEDYŚ NA PEWNO...

<3